0
jacogar 5 września 2018 13:44
W tą podróż wybrałem się sam. Sam, nie z wyboru ale z konieczności. Uważam, że w góry (te powyżej 2000 m) nie powinno się jeździć samemu, ale jak ekipa nawali a w innym terminie się nie da, no to pozostaje samotność.

koszty: 180 euro + 340 zł bilety samolotowe i przejazdy inne
termin: 20 – 25 lipiec 2017
mapa: Alpi Orobie Bergamesche, by Kompass, do zakupienia w sklepie podroznika

Dzień 1:
Wylot z KTW do Bergamo by Wizzair.
Tam jestem po 17:00 i dalej autobusem miejskim z lotniska do centrum Bergamo,
następnie pociągami regionalnymi do Sondrio (z przesiadką w Lecco).(9.20 euro za podróż w jedną stronę).
Nocleg mam w hostelu Gembro w centrum Sondrio, jakieś 600 m od stacji kolejowej wiec bardzo korzystnie (30 euro za noc).

Dzień 2:
Rano robię zakupy w markecie Iperal w Sondrio,
i wychodzę z miasta w kierunku schroniska Mambretti, położonym na 2000 m,
wysokie temperatury i ciężki plecak powodują, że droga się ciągnie.
Na wysokości 700m lituje sie nade mną dwójka włoskich staruszków, którzy jada nad Lago di Scais by tam pozbierać grzybów.
Do dziś dziękuję za to że mnie wzięli bo jednak ta dolina była długa a siły były jeszcze potrzebne
na wejście do schroniska.
Nad jeziorem w wielkim domu dowiaduję się, że klucze ze schroniska trzeba pobrać w malutkim domku strażników tamy, procedura jest prosta: zostawia się dokument (dowód/paszport) w zamian dostaje się klucz. Nocleg kosztuje 15 euro. Dobrze wiedzieć, że sposób płatności jest niestety skomplikowany:
po oddaniu z powrotem klucza z powrotem dostaje się wypełniony przekaz pocztowy, który należy zapłacić na poczcie (jest w Bergamo, ale to znowu dodatkowa wycieczka, juz po górach…)
Dalej w drogę, 500 m przewyższenia zajmuje mi koło półtorej godziny. Szlak jest dobrze oznakowany,
niespodzianka są pasące się krowy na samym środku szlaku.
Schronisko Mambretti jest pięknie położone: widoki na pasmo Scais, trzytysięczniki w swoim majestacie.
W schronisku są: materace, koce, poduszki, kuchnia gazowa, zewnętrzna łazienka z umywalką i zimną wodą, piec żelazny a la koza i masa drewna, sztućce, kubki, kawa, herbata, przyprawy, cukier. Full wypas.
Tam spotykam dwóch 70-latków którzy przyszli pozbierać kwiatków na nalewkę na trawienie. Miłośnicy gór. Jeden z nich opowiada bez końca i dobrze radzi by samemu nie wchodzić na Rendortę, bo słabo oznaczona i lodowiec jednak tez, i ze bez raków i czekana to jest ryzyko.

Dzień 3:
Spanie do 8:00.
Organizm potrzebowal.
O 9:00 wychodzę w kierunku Rif Donati na 2504 m n p m.
Przejście przez Passo Biorco, ciut ponad 2600.
Przy przeleczy jest kilka łańcuchów.
Po drugiej stronie jest też trochę śniegu.
Ale bezpiecznie.
Przejście tam zajęło mi ponad dwie i pół godziny, z powrotem było trochę szybciej.
Wracam po 14:00. Siedzę sam w schronisku. Podziwiam góry.
Mam czas dla siebie.
Samotność, która nie trwa długo bo o 18:30 pojawia sie włoska para która w obawie przed późną porą
zamieniła Bivacco Corti na Mambretti właśnie.

Dzień 4:
Pobudka o 6:00.
O 7:10 wychodzę ze schroniska, idę nad Lago di Scais by oddać klucze.
Około 8:30 wyruszam na właściwy szlak który będzie wyglądał tak:
(jest to GVO czyli Grand via di Orobie, generalnie bardzo dobrze oznaczony poza wyjątkami o których więcej za chwilę)
Casa di Scais (1510m) – Baita Zocco 1814 – Passo del Forellino 2245 – Biv Cigola 1871 –
Passo Branda 2365 – Passo del Scoltador 2454 – Rif Caprari 2123
Sześć luźnych uwag:
1. Różnicy przewyższeń jest na pewno więcej niż 1300 metrów jakby to wynikało z obliczenia różnicy między wyżej wymienionymi z punktami. Dla przykładu podaję, że z Passo Branda schodzi sie na jakieś 2000 spokojnie. 2. Upał daje popalić, w ten dzień było jakieś 30 stopni, szlak bardzo odkryty, od 9:00 do 17:00 wędrowałem w słońcu, balem się, że dostanę udaru ale jakoś się udało.
3. Dwa razy oznakowanie mnie pomyliło: za Biv Cigola droga jest słabo oznakowana i mocno zarośnięta.
Podobnie jest przed i za Passo del Scoltador.
4. Bardzo dużo wody na szlaku (strumienie, rzeki).
5. Ten rejon Alp jest mało popularny, w ciągu jedenastogodzinnej wędrówki spotkałem tylko 3 osoby, które weszły do Cigoli z doliny i schodziły z powrotem.
Różnica wysokości dała popalić mocno, do Caprari docieram wycieńczony.
Schronisko Caprari okazuje się zamknięte, kolega próbował się tam dodzwonić z Polski ale nie dał rady przez kilka dni. Do dzisiaj nie wiem jak tam sie zdobywa klucz. Na szczęście jest pokój zimowy, który jest otwarty i pięknie wyposażony: łóżko piętrowe, piec koza, światło, drewno, garnki.
Za darmo.
Minusem jest to ze nie ma kurka z woda i po wodę idę do jednego ze źródeł nad Lago di Publino.
Na 2100 metrach na poziomem morza jestem całkowicie sam.
Po godzinie 21:00 zaczyna grzmieć w oddali.
W nocy była bardzo wściekła burza.
Przynajmniej dwukrotnie padał grad.

Dzień 5:
Rano witają mnie kulki gradu których nasypało (czy to prawidłowy czasownik?) bardzo dużo.
Już wieczorem dnia 4 zdecydowałem, że do Rif Dordona nie idę na pewno tylko schodzę w okolice miasteczka Albosaggia. Pogoda mi tylko w tym pomaga bo juz o 8:45 rano (sic!) grzmi. Burza jest w oddali i nigdy mnie nie dosięga. Ale straszy. Tego nie można powiedzieć o deszczu bo od 9:15 do 12:00 pada.
Mam problem ze znalezieniem szlaku,
na szczęście w końcu go znajduje i schodzę doliną Val del Livrio. Piękne widoki. Śnieg na szczytach.
Schodzenie zajmuje mi prawie 8 godzin. Mało czasu na przerwy. Kończę na obrzeżach Albosaggi na 384 metrach w Agroturystyce Stella Orobica która ma wysokie noty i słusznie. Za 35 € biorę nocleg ze śniadaniem. Zmęczenie mnie ogarnia, upal miasteczka robi swoje.

Dzień 6:
Wyjazd z Albosaggi do Sondrio autobusem o 8:44.
Szybkie zakupy. O 9:41 mam pociąg do Lecco i dalej do Bergamo.
Przed dwunastą jestem w centrum.
Włóczę sie po miasteczku (pięknym!) ale upal jest straszny.
W końcu wsiadam w autobus na lotnisko.
Przed 19:00 jestem w KTW.
Pięknie było.
Za rok kolejne podejście zmierzenia sie z 3000 m n.p.m. i może już w końcu na wschodzie ?
Gruzja kusi : )

Dodaj Komentarz